18.02.2013

Jego Wysokość Sekretarz(yk)

Wspominałam przy okazji chwalenia się moimi przecieranymi komodami, że organizuję sobie kącik craftowy, pamiętacie? I że pomiędzy komódkami czeka miejsce na biurko/stolik/sekretarzyk... I oto jest :) Jako, że opanował mnie dziki szał urządzania, przerabiania, etc. (już mówiłam, leczenie zamknięte!) tak więc na kolejny mebelek nie dało się długo czekać... Oczywiście długo nie mogłam się na żaden zdecydować bo przepiękne są konsolki i sekretarzyki w ofercie... No ostatecznie (głównie ze względów ekonomicznych) padło na ten. Jako, że dotarł do mnie w kolorze brązowym, doczekać się nie mogłam kiedy dobiorę się do niego z pędzlami :D Mój nadworny skręcacz mebli w postaci Juniora i jego niezawodnych meeeega bicepsów (heheh) opanował instrukcję, dopadł do śrubokrętów i klepek i tak oto spędziliśmy ze sobą kolejnych milutkich kilka godzin twórczej fizycznej pracy nad sekretarz(yki)em :)
Wkomponował się idealnie pomiędzy stojące już na swoich miejscach dziewczyny-komódki i naprawdę świetnie się dogadują... A jaką kompozycję razem tworzą, zobaczcie sami:


Słabe światło mam w tej części pokoju więc zdjęcia też kiepskiej jakości ale oddają ogólny klimat mojego wciąż tworzonego kącika craftowego... Brakuje głównie ładnej lampy do pracy oraz wygodnego siedzenia. Na krzesło nie będę długo czekać, bo już mam upatrzonych kilka, pozostaje tylko wybrać szczęśliwca i potargować się z właścicielem. Krzesło będzie głównym punktem ozdobnym tego kącika - tak sobie postanowiłam :) Oczywiście niebawem pokażę co takiego wymyśliłam...
Na dziś wystarczy tych zabielonych przechwałek, daję Wam spokój i życzę sweet dreams :*

Bajka o Latarni...

Ano zamarzyłam sobie latarenkę, lampionik, jakkolwiek to nazwę... Chciałam, żeby była pokaźnych rozmiarów, taka przyciągająca wzrok, nie pozostająca niezauważona, ogrzewająca klimat domowy swoim światłem, taka prawie kominkowa (bo oczywiście kominka nie posiadam). Tak więc ostatnie kilkanaście dni spędziłam na allegro na polowaniu. Nie, żeby nie było takich co mi się podobały! O nie, nie! Jest ich całe mnóstwo ale w cenie przekraczającej moje poczucie przyzwoitości... No nie wydam przecież na zwykłą ozdobę kilkuset zł bo po prostu nie i już :) a takie małe, ledwie widoczne, to mnie za bardzo nie zwalały z nóg. I całkiem przez przypadek weszłam do sklepu meblowego, który posiadał kilkanaście rodzajów latarenek, różnych wzorów, kolorów i rozmiarów. Ale ta była TYLKO JEDNA, stała sobie po cichutku w rogu zaaranżowanej sypialni, na podłodze przy komodzie i szeptała: weź mnie, czekałam na Ciebie :D Zakochałam się w niej całkowicie i oczywiście nie było szans wyjść ze sklepu bez niej, no przecież mnie prosiła... Jak mogłam odmówić. Co najzabawniejsze, chyba przez pomyłkę nakleili na niej cenę niższą niż jej odpowiedniczki w rozmiarze 3x mniejszym. Tak więc, same rozumiecie...
Dość tej przydługawej przypowieści!
Poniżej cudo, o którym mówię, jest przeogromna (przekraczająca znacznie moje wstępne marzenia) i cuuuudoooooooowna!!!




Tak wygląda w ciemności ocieplając wszystko wokół:



I jak się Wam podoba? Bo ja nie mogę wyjść z zachwytu! Myślę, żeby ją ozdobić jakimś delikatnymi transferami np. delikatnych napisów...Pewnie jeszcze się do niej dobiorę ;)


Biała metamorfoza świeczników...

Jestem... tylko się ukrywam :p a głównie za puszkami z farbą (przeważnie białą) oraz kilkoma pędzlami :) Opętało mnie szatańsko z tym malowaniem, wybielaniem, postarzaniem, przerabianiem, nie mogę się powstrzymać ani opanować. Czy wiecie może gdzie to leczą...? Oczywiście w grę wchodzi tylko leczenie zamknięte z dala od farb i pędzli :D No ale do rzeczy, dziś kilka metamorfoz (w kolejce czeka kilka następnych a głowa pełna pomysłów) przedmiotów, w których od początku widziałam potencjał i właśnie z tą myślą zostały zakupione :)
Zacznijmy od mniejszego kalibru, czyli świeczników. Na allegro udało mi się upolować piękne, drewniane, 30 centymetrowe świeczniki w świetnym stanie, w zasadzie jak nowe. Oczywiście jak tylko na nie spojrzałam już wiedziałam jaki będzie ich marny los :) Zacznę od końca, czyli najpierw efekt:



Ja bardzo się z nimi zaprzyjaźniłam i bardzo mi się podobają :) a tak wyglądały w swoim oryginalnym wydaniu:


No przecież same rozumiecie, że nie mogłam ich tak zostawić :) początkowo miałam chytry plan oraz nieposkromioną ciekawość co też jest pod ciemną farbą... I odkryłam całkiem fajną strukturę drewna... Już prawie zostawiłam je w takim stanie ale jednak wydawały mi się zbyt nagie :D

Tak więc aktualnie przybrały zimową szatę i niech tak zostanie. Co Wy na to?
Pozdrawiam

11.02.2013

Półeczka na przyprawy

Kolejny drewniany element wyposażenia mieszkania, który wpadł mi w oko, później w ręce...
Kończąc komody, patrzyłam na niego bezlitośnie mówiąc "ty kochaniutki będziesz następny" :D
Wisiał tak, wisiał, nie wadząc nikomu i się doigrał :)
Był zwykły, surowo drewniany, nijaki... Teraz jest bardzo klimatyczny, ciepły, domowy, przytulny (jeśli oczywiście do takiego mini regaliku można się przytulać...) No sami zobaczcie:




Za chwilkę komisyjne wieszanie na pierwotnym miejscu, ale najpierw musiałam się pochwalić :p
Następny w kolejce czeka stary, dobry chlebak... No do kompletu przecież! :D


10.02.2013

Metamorfoza skrzyneczki

Kolejna rzecz, która wpadła mi w ręce i została odświeżona, wybielona i nabrała romantycznego wyglądu. Stała sobie gdzieś na dnie szafy i straszyła swoją poprzednią aparycją, natomiast teraz stoi dumnie na komodzie i czeka na przyjazd sekretarzyka, żeby zmienić swoje miejsce zamieszkania i wypełnić się koronkami i wstążeczkami... Efekt końcowy i docelowy pokażę wraz ze swoim nowym kącikiem craftowym, już wkrótce :) Dziś tylko zajawka:

PRZED (straszydło):

 no i świeżo PO:




Przemalowana białą akrylową wodną, przetarta świecą, poprzecierana na brzegach, naniesiony transfer dzięki Mod Podge (który zaczyna mi się podobać coraz bardziej), czeka tylko jeszcze na bezbarwny satynowy lakier i swoje docelowe przeznaczenie :)

Powrót :-)

Ulalala ale długo mnie tu nie było...
Ale to wszystko dlatego, że pochłonęło mnie całkowicie urządzanie swojego kącika craftowego i cała moja energia skupia sie właśnie na tym procederze :) Jestem już na finiszu i niebawem pokażę Wam jak mi to wyszło, na razie tylko małe migawki jako zapowiedź całości :)

Dwie śliczne białe komódki PRZED:

oraz PO dostaniu się w moje ręce i przecieraniu ich przez dwa calutkie dni...
Efekt (w którym jestem wprost zakochana) otrzymany wyłącznie siłą własnych mięśni oraz dziką determinacją :)



 Oczywiście na żywo wygada to o niebo lepiej niż z mojego mizernego aparatu, ale myślę, że i tak widać co udało się osiągnąć, czyli wydobycie spod warstw białej farby, struktury drewna oraz wszystkich dostępnych sęków (szkoda że było ich tak mało)... Stoją już sobie obie na swoich miejscach i czekają na przyjazd sekretarzyka, który stanie dumnie pomiędzy nimi... Już nie mogę się doczekać :P